Obrona kopalni węgla brunatnego Turów przed zamknięciem stała się jednym z tematów tegorocznej kampanii wyborczej. Jak dotąd batalia ta kosztowała nas już ponad pół miliarda złotych, a końca problemów wciąż nie widać. Wbrew narracji PiS, że atak na kopalnię to atak na suwerenność Polski, to nie Unia Europejska, Czesi czy Niemcy postawili rząd pod ścianą. Tym razem jest to batalia na polskim podwórku. Batalia, której można było uniknąć, gdyby decydenci potrafili uczyć się na własnych błędach.
[xyz-ips snippet=”reklama-plaska”]
Po długiej i trudnej walce z Czechami o możliwość dalszego wydobycia węgla w okolicach Bogatyni przyszłość kopalni Turów znów jest niepewna. Właściciel kopalni, czyli kontrolowana przez państwo Polska Grupa Energetyczna (PGE) i polski rząd muszą stoczyć kolejną bitwę, tym razem na polskim podwórku. To właśnie w Bogatyni PiS zorganizował ostatni wiec wyborczy, podczas którego szef tej partii Jarosław Kaczyński zapewnił, że zamknąć kopalni nie pozwoli, bo „nikt nie będzie za nas decydował, kto ma w Polsce pracować, a kto ma być bezrobotnym, kto jak ma w Polsce żyć”. Z tym że tym razem nie chodzi o wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE (TSUE), ale o postanowienie polskiego sądu.
Słony rachunek za Turów
Polscy włodarze nie wyciągnęli wniosków z poprzednich prawnych przepychanek. W 2020 r. Czesi złożyli skargę przeciwko Polsce do TSUE w sprawie rozbudowy kopalni Turów. Zarzucali polskim organom, że wydłużając koncesję dla tego zakładu wydobywczego do 2026 r., dopuścili się szeregu naruszeń unijnego prawa. Konsekwencje były bolesne, bo TSUE uwzględnił wniosek Czech o zastosowanie środka tymczasowego i nakazał zaprzestanie wydobywania węgla brunatnego w tym rejonie. Polska do nakazu się nie zastosowała, ale ostatecznie w lutym 2022 r. dogadała się z Czechami.
Słono ją to jednak kosztowało. TSUE za niewykonanie nakazu naliczył Polsce karę finansową za każdy dzień zwłoki aż do ugody z Czechami. W sumie kara sięgnęła 68,5 mln euro, co wraz z odsetkami Komisja Europejska potrąciła nam z funduszy unijnych.
To jednak nie wszystko. Czesi dostali od polskiej strony 45 mln euro na złagodzenie wpływu wydobycia węgla na swoim terytorium. Z tego 35 mln euro przekazała Polska, a dodatkowe 10 mln euro popłynęło z Fundacji PGE bezpośrednio do przygranicznego czeskiego regionu Liberec.
Rachunek za Turów sięgnął więc 113,5 mln euro, czyli około 505 mln zł. Do tego doliczyć należy jeszcze szereg dodatkowych inwestycji, które musi wykonać PGE, aby zabezpieczyć Czechów przed szkodliwym działaniem kopalni, w tym np. przed obniżeniem poziomu wód gruntowych, zapyleniem czy hałasem.
O co chodzi w sporze o kopalnię Turów?
Spór z Czechami nie spowodował, że Polska przyjrzała się baczniej koncesji wydanej dla odkrywki w Bogatyni. Doprecyzujmy przy tym, że cały czas mamy do czynienia z jedną koncesją na wydobycie węgla w tym rejonie, wydaną w 1994 r., a następnie dwukrotnie zmienianą. Pierwsza zmiana nastąpiła w 2020 r. na gorąco z uwagi na to, że termin obowiązywania koncesji właśnie się kończył i trzeba było szybko reagować. Z uwagi właśnie na Turów, ale też na śląskie kopalnie, przygotowano specjalną ustawę (tzw. lex Turów), która pozwalała jednorazowo przedłużyć obowiązywanie koncesji — w przypadku węgla brunatnego na 6 lat — bez decyzji środowiskowej. W taki sposób koncesja została przedłużona do roku 2026 r. To ta decyzja była zarzewiem konfliktu z Czechami.
W międzyczasie toczyło się postępowanie środowiskowe dla kopalni Turów. Na jego podstawie wydano decyzję środowiskową i przedłużono działalność kopalni aż do 2044 r. Obecnie to właśnie ta decyzja środowiskowa znajduje się w centrum uwagi organizacji ekologicznych. Jesienią 2022 r. zaskarżyły ją m.in. Fundacja Frank Bold, Greenpeace i Stowarzyszenie Ekologiczne Eko-Unia. Na początku czerwca 2023 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wstrzymał wykonanie decyzji środowiskowej dla Turowa. Oznacza to, że funkcjonowanie kopalni może stać się niemożliwe po 2026 r., albo — jak twierdzi część prawników — nawet wcześniej.
— Uważamy, że decyzja środowiskowa została wydana z naruszeniem prawa i to z różnych powodów. Najważniejszy argument dotyczy wpływu odkrywki na klimat — w decyzji środowiskowej kwestie klimatyczne zostały niemal pominięte, co oznacza też, że organ, który ją wydał, kwestionuje istotność umów międzynarodowych, takich jak np. porozumienie paryskie, ale to nie wszystko. W decyzji tej niedostatecznie został przeanalizowany wpływ kopalni na zdrowie i warunki życia okolicznych mieszkańców. Nie chodzi tu tylko o naszych sąsiadów po czeskiej stronie, ale też np. o mieszkańców miejscowości Opolno-Zdrój, gdzie nie zadbano w dostateczny sposób o ochronę własności wywłaszczanych osób. Podnosimy też kwestię ochrony wód, bo z decyzji jasno wynika, że odkrywka będzie miała negatywny wpływ na jakość wód także po polskiej stronie i naszym zdaniem będzie to naruszenie celów unijnej dyrektywy wodnej. Podnosimy też szereg naruszeń czysto procesowych, takich jak błędna ocena dowodów, nieodniesienie się do uwag społeczeństwa czy nieuwzględnienie polsko-czeskiej umowy w sprawie Turowa — wylicza Bartosz Kwiatkowski z Fundacji Frank Bold.
Skarga tej fundacji zawiera 12 zarzutów, a takich skarg na funkcjonowanie odkrywki Turów jest w sumie siedem.
A KACZYŃSKI PIĄSTECZKĄ WALI W MÓWNICĘ-” BĘDZIEMY BRONIĆ TUROWA”( bo idą wybory) a potem? jaki program ma PIS, jaki pomysł, co planuje , mamy prawo wiedzieć bo będę musiał szukać pracy gdzie indziej bo jak widać rząd nam nie pomoże.
Artykuł dla każdego fanatyka z turowa.
PiS i Kaczyński zawinili ,trzeba tych pajacy rozliczyć przy wyborach
To jest chamstwo sami zawinili z Turowem,a teraz szukają poparcia,pod zwałowarkę i zasypać.