Brak możliwości zarejestrowania pojazdu czy odebrania tablic rejestracyjnych – takie efekty przynosiły w przeszłości awarie Centralnej Ewidencji Pojazdów. W środę 26 kwietnia sytuacja może się powtórzyć. Jeśli tak się stanie, nie będzie to koniec niedogodności. Kłopoty mogą mieć również kierowcy kontrolowani przez policję. Obecnie nie trzeba mieć przy sobie dokumentów samochodów zarejestrowanych w Polsce. Policja wszystkie dane uzyskuje w sposób elektroniczny – z bazy CEP-u. Jeśli jednak ta zostanie zablokowana, mundurowi podczas kontroli będą mieć nie lada trudności z ustaleniem danych dotyczących sprawdzanych pojazdów. A wszystko może mieć związek z protestem właścicieli stacji diagnostycznych.
Jak informuje Polska Izba Stacji Kontroli Pojazdów, w środę 26 kwietnia odbędzie się protest warszawskich stacji kontroli pojazdów. Jednak już w poniedziałek i wtorek – 24 i 25 kwietnia – na stacjach, których właściciele przyłączyli się do protestu, badania przeprowadzane są w trybie offline. W praktyce oznacza to, że diagności sprawdzają samochody i wydają zaświadczenia, ale nie przesyłają na bieżąco danych o kontrolach do CEP-u. Te zostaną przesłane do ewidencji w środę – dokładnie o godzinie 12.00. Po co taki zabieg?
– Poprzednie akcje nie przyniosły efektu, więc przedsiębiorcy uznali, że czas na nieco bardziej radykalne działania. Przez dwa dni badania będą wykonywane w trybie awaryjnym, a w środę o godz. 12 dane dotyczące tych badań będą przesłane do Centralnej Ewidencji Pojazdów. Nie jestem informatykiem, ale tak, możliwe jest zablokowanie CEP-u – powiedział Autokult.pl Marcin Barankiewicz, prezes zarządu Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów.
Suma sprzed lat
– Do akcji protestacyjnej przystąpiło około 60 proc. warszawskich stacji diagnostycznych i wciąż zgłaszają się kolejne. Wiem też o poszczególnych stacjach spoza Warszawy, które przyłączają się do protestu. Są też przedsiębiorcy, którzy organizują się w ramach poszczególnych powiatów. Nie są to jednak działania tak skoordynowane i tak masowe jak w Warszawie – informuje Autokult.pl Marcin Barankiewicz.
Skąd to zaangażowanie? Stawki za badania techniczne pojazdów ustala ministerialne rozporządzenie, a to nie było nowelizowane od 2004 r. Za podstawowy przegląd auta osobowego – jak przed laty – płaci się 98 zł. Łatwo jednak domyślić się, jak od 2004 r. wzrosły koszty ponoszone przez przedsiębiorców prowadzących stacje kontroli pojazdów.
[xyz-ips snippet=”reklama-plaska”]
– Sytuacja jest naprawdę ciężka. W tym roku mieliśmy już pięć przypadków wystąpienia z PISKP-u z powodów ekonomicznych. Przedsiębiorcy po prostu zamknęli stacje kontroli pojazdów. Liczymy na podjęcie inicjatywy przez stronę rządową. W dzisiejszych czasach więcej niż za badanie techniczne płaci się za wymianę opon. A przecież sprzęt potrzebny w zakładzie wulkanizacyjnym jest o wiele tańszy niż urządzenia konieczne na stacjach kontroli pojazdów. Pracownicy wymieniający opony też nie muszą mieć takich kwalifikacji jak diagności. Już nawet sami kierowcy zauważają, że kwota 98 zł za przegląd jest nieadekwatna do sytuacji – stwierdza Marcin Barankiewicz.
Politycy nie chcą zmian
Czy protest właścicieli stacji kontroli pojazdów może zakończyć się sukcesem? Na razie szanse są raczej niewielkie. Jesienią czekają nas wybory parlamentarne i rząd będzie starał się przekonać do siebie potencjalnych wyborców. Podwyżka cen przeglądów zapewne nie przyniosłaby partii rządzącej wzrostu popularności. Jest jeszcze coś.
Ministerstwo Infrastruktury w odpowiedzi na apel Rzecznika Praw Obywatelskich stwierdziło, że zmiany w rozporządzeniu o stawkach za przegląd będą mogły być przeprowadzone po znowelizowaniu przepisów dotyczących badań technicznych. Zmiany, o których mowa, miały być wprowadzone od 1 stycznia 2023 r., ale nic z tego nie wyszło. Nowelizacja Prawa o ruchu drogowym utknęła w sejmowej komisji infrastruktury i wiele wskazuje na to, że nie zostanie doprowadzona do finału w tej kadencji Sejmu. Wówczas – zgodnie z procedurami – projekt nie będzie przeniesiony na następną kadencję.
Jak wcześniej informował Autokult.pl PISKP, dla przedsiębiorców prowadzących stacje kontroli pojazdów satysfakcjonująca byłaby podstawowa stawka wynosząca 150 zł netto, czyli 184 zł po naliczeniu podatku. Stawka miałaby być waloryzowana co roku w odniesieniu do współczynnika inflacji lub wartości minimalnej płacy – jak jest to choćby z karami za brak OC.
Źródło: autokult.pl
Jakimś dziwnym cudem wciąż otwierają się nowe stacje.
Proponuję 1000 zł. za przegląd 😉