Afera wizowa nabiera tempa po tym, jak Onet opisał jej kulisy w artykule pt. „Wawrzyk, Bollywood i specsłużby USA”. Okazuje się, że na wizach zarabia też budżet państwa, choć mniej niż firmy pomagające polskim konsulatom.
Ile Polska zarabia na wizach
Za każdy wniosek osoby starające się o wizę muszą zapłacić 80 euro. Taką opłatę ustalił minister spraw zagranicznych w rozporządzeniu w sprawie opłat konsularnych. A opłaty te zgodnie z ustawą Prawo konsularne stanowią dochód budżetu państwa. Można więc oszacować, że tylko w pierwszym półroczu tego roku budżet zarobił na wnioskach 27 mln 672 tys. 800 euro. To daje ok. 127 mln zł, licząc po obecnym kursie euro, który wynosi ok. 4,6 zł. Co prawda na wniosek strony, konsul może pobrać opłatę konsularną w wysokości 25 proc., 50 proc., 75 proc. należnej kwoty albo nawet odstąpić od jej pobrania, ale jest to dopuszczalne tylko w wyjątkowych sytuacjach. Jak dodaje Tomasz Kamola z firmy WizaSerwis, za wizę nie płaci też najbliższa rodzina obywatela Polski.
[xyz-ips snippet=”reklama-plaska”]
80 euro trzeba zapłacić za każdy wniosek, a jak pokazują statystyki za 2022 r., wiele spośród złożonych wniosków jest odrzucanych i wiele osób stara się o wizę dwa, a nawet trzy razy. W drugim półroczu 2022 r. wpłynęło 346 tys. wniosków, a przyznano 306 tys. wiz. W sumie więc można szacować, że rocznie do budżetu państwa z opłat za wizy wpływa ponad 50 mln euro.
Droga wiza, słaba obsługa
Jak jednak wynika z opinii zamieszczanych przez internautów w Google, obsługa wniosków, zwłaszcza w Indiach, budzi duże wątpliwości. Konsulat Generalny RP w Mumbaju w Indiach, o którym jest głośno za sprawą afery wizowej, na możliwych pięć gwiazdek ma przyznanych 2,6. Trzeba pamiętać, że zadowolony klient rzadko ma czas na opinie, swoimi doświadczeniami dzielą się raczej ci niezadowoleni. W komentarzach na Google Maps pod stroną polskiego konsulatu w Mumbaju możemy przeczytać takie m.in. komentarze:
To tylko biznes do zarabiania pieniędzy dla polskiej ambasady/konsulatu. Pozwolenie na pracę jest wydawane, a wiza została dwukrotnie odrzucona, pomimo złożenia wszystkich poświadczonych dokumentów.
W tym miejscu musimy zaznaczyć, że zdarzają się i dobre opinie o polskich konsulatach, choć te rozbudowane pochodzą sprzed kilku lat.
Pracownicy ambasad i konsulatów zazwyczaj nie mają czasu zajmować się technicznymi sprawami dotyczącymi wiz, np. umawianiem spotkań, udzielaniem porad, jak wypełnić wniosek, czy jakie zdjęcie załączyć itp. Dlatego wiele krajów, w tym Polska, zleca te zadania firmom zewnętrznym. To tzw. outsourcing wizowy. Dzięki temu ma być lepiej i szybciej.
Jednym z największych pośredników jest spółka VFS Global. 14 września br. przedsiębiorstwo opublikowało w mediach oświadczenie, w którym wskazuje, że jest globalnym liderem w zakresie outsourcingu i usług technologicznych dla rządów.
„Jesteśmy zaufanym partnerem dla 70 rządów takich krajów jak USA, Wielka Brytania, Kanada, Nowa Zelandia, Australia i krajów członkowskich UE. Spółka oferuje sieć 3300 Centrów aplikacji działających w 147 krajach. Od momentu powstania w roku 2001 obsłużyła 268 mln wniosków” — czytamy w oświadczeniu. Spółka zapewnia wsparcie polskim konsulatom i ambasadom w Indiach, ale też Turcji, Chinach i Białorusi.
„Pracownicy VFS Global nie przygotowują wniosku wizowego (robi to zawsze wnioskodawca), lecz odpowiadają za zebranie i weryfikację wymaganych prawem dokumentów będących podstawą wydania wizy przez władze danego państwa. Następnie dokumentacja taka jest przekazywana w uzgodnionej formie uprawnionym pracownikom misji dyplomatycznej, którzy podejmują decyzję o wydaniu albo odmowie wydania wizy dla danej osoby” — tłumaczy spółka w oświadczeniu.
Jak pisze Onet, ze spółką VFS Global ambasada RP w Indiach zawarła umowę już 19 listopada 2019 r. Jej koszt opiewa na 1 mln euro i jak wyjaśnia Tomasz Kamola, takie firmy również mogą pobierać opłaty wizowe poza tą wpłacaną do budżetu.
— VFS w Turcji pobierał opłatę w wysokości ok. 15 euro, BLS na Filipinach podobnie — wyjaśnia Kamola.
Jak jednak wynika z opinii wnioskujących o wizy zamieszczonych w Google, współpraca ze spółką w Indiach w ustalaniu kolejek do ich rozpatrzenia wniosków budzi wiele wątpliwości. Trudno bowiem ustalić termin wizyty w konsulacie i trzeba korzystać z usług kolejnych pośredników, za które trzeba dodatkowo zapłacić. Bez tej dodatkowej opłaty dostanie się do konsulatu bywa wręcz niemożliwe. Mówi się, że specjalne boty „przechwytują” terminy spotkań, by potem oferować je właśnie na czarnym rynku. Od tej praktyki odcina się jednak jeden z „bohaterów” afery wizowej, czyli VFS Global.
Jak pisze Onet, pośrednicy mieli sprzedawać sloty wizowe — czyli miejsca w kolejkach do złożenia dokumentów w konsulacie — za 50 do 75 tys. rupii indyjskich (2,5-4 tys. zł).
Źródło: businessinsider.com.pl